,,...Spośród pięciu portretów poetek najciekawiej przedstawia się zdjęcie Moniki Mosiewicz, zrobione w jakiejś pracowni rzeźbiarskiej. Fantazyjnie wycięty dekolt sukni odsłania białą szyję Moniki i koresponduje z gipsowym biustem stojącej obok rzeźby. Dłoń Moniki, ukryta w kieszeni czarnej sukni, wydaje się ucięta, tak jak dwa ramiona należące do kobiety z gipsu. A poeci? Robert Rutkowski patrzy wprost w obiektyw. Jego twarz pokazana jest frontalnie, całkowicie symetrycznie. Poza nią wszystko ginie w mroku - ciemne wnętrze, ciemna kurtka, ciemna koszulka z jasnym, wiszącym u szyi dinksem zamka błyskawicznego. Ma się wrażenie, że kiedy się za ten dinks pociągnie, mrok się rozstąpi i odsłoni białe ciało poety (poezji?). Maciej Robert wygląda trochę jak sportowiec, jak jakiś piłkarz w czasie treningu na łące (Retkinia). Patrzy w bok, zupełnie nie zainteresowany kamerą. Jest taki obraz Józefa Czapskiego Żółta chmura – żółte pole (rzepaku?) użycza swego koloru chmurze, która nad nim zawisła. Chciałoby się, by chmurność twarzy Macieja, jego włosów, a także tajemniczych tatuaży dodały wyrazu chmurze, wiszącej nad nim na niebie i uczyniły ją nieco chmurniejszą i wyrazistszą.
Podoba mi się portret Konrada Cioka (sam jest fotografem, zobaczcie jego zdjęcia w internecie!) w wagonie PKP. Poeta siedzi przy oknie „przecięty” stolikiem, którego lustrzany blat odbija niewyraźnie dół jego twarzy, ale przede wszystkim jasną cienką linię ściany, budując tym samym continuum przestrzenne, w którym ogolona głowa - u góry i złączone dłonie - u dołu, tworzą dwie jasne formy tej samej masy i wagi. Portret Jurka Jarniewicza jest prawdziwie diaboliczny. Poeta stoi w wejściu do ceglanego domu na Księżym Młynie. Z mroku (sieni?, bramy?) wyłaniają się: jego patrząca na nas zaborczo twarz, anemiczna żarówka ledwie rozświetlająca kawałek sufitu za jego głową, dłonie zatknięte w kieszeniach tak, że wystają tylko trzy palce każdej ręki – jak szpony. I jeszcze tabliczka nad wejściem, z napisem OD 4 DO 6 (sic!). Rafał Gawin wygląda dokładnie jak Majakowski. Jest takie zdjęcie rosyjskiego poety z papierosem, zrobione w latach dwudziestych przez Aleksandra Rodczenkę. Tak samo lekko uniesiona i oświetlona bryła głowy en trois quarts, takie samo spojrzenie. No i niesłychane podobieństwo! Portret Roberta Gajdy (którego Hostel czytam z zaciekawieniem) skomponowany jest na zasadzie całkowitej symetrii: sylwetka, twarz i spojrzenie prosto w obiektyw, z tyłu plac Wolności, a za nim Piotrkowska, której perspektywa kończy się równiutko nad głową poety. Na tle zbiegających się linii tramwajowych sportretowany został Przemek Owczarek. Zresztą całe zdjęcie powtarza figurę trójkąta. Portret jest zabawny, androgyniczny: pulchny nagi tors, ręce zgięte w łokciach, palce tworzące trójkąt, włosy z czubka głowy spływające na ramiona i błyszczące szyny wokół głowy poety. I jeszcze jedno ciekawe zdjęcie - Tomasza Sobieraja (fotografa!). Znów forma trójkąta - ogolona głowa i dwa nagie kolana siedzącej postaci. Oczy przedzielone oprawkami szkieł i niewyraźny półuśmiech powodują, że odczytujemy z twarzy wyraz lekkiej kpiny czy ironii? I jeszcze myślący papieros w myślącej dłoni i cyferblat myślącego zegarka... (oglądałam nagrodzone w tym roku w San Antonio fotograficzne obiekty banalne Sobieraja – przedmioty codziennego użytku pokazane przez artystę jakby w stadium innego ich życia, ich życia po życiu. Przychodzą skojarzenia z fotografiami El Lissitzky’ego, który jednak przedstawiał przedmioty „pełnosprawne”, wyrwane jedynie z ich pełnego pracowitości życia).
W czasie tegorocznego Pulsu Literatury Dominik Figiel obiecuje pokazać kolejne portrety poetów. Czekamy na nie!
Zaczęłam felieton żartobliwie, ale skończę poważnie, i znów słowami Susan Sontag:
„…dlatego, że wybieramy jakąś chwilę, wykrawamy ją i zamrażamy, wszystkie zdjęcia stanowią świadectwo nieubłaganego przemijania.” Poezja starzeje się wolniej, oczywiście - jeśli żyje…"